poniedziałek, 18 maja 2015

Karmienie piersią.


Kobiety które zrezygnowały z karmienia piersią często wspominają o nawiedzonych matkach karmiących które próbują na siłę przekonać je do swoich poglądów. W szpitalu jedna z dziewczyn z którą leżałam na sali nazwała "nawiedzoną babą" położną która przyszła odpowiedzieć na nasze pytania związane z karmieniem piersią. Ogólnie „nawiedzona” to chyba częsty przymiotnik użyty przez matki niekarmiące w określeniu karmiących matek ;) Ja muszę napisać, że jako ten drugi typ spotykam się często z kobietami... nazwała bym je „niedowiarkami”. Oto lista pytań z którymi spotykałam się lub nadal się spotykam regularnie: „To on taki duży rośnie tylko pijąc twoje mleko?”, „To nic innego nie dajesz mu do picia”, „Myślisz że się najada?” „Myślisz że Twoje mleko mu wystarczy?” „Jeszcze nie dajesz mu nic do jedzenia?” itd.
Stwierdzam, że gdyby nie artykuły, książki i publikacje pisane przez te „nawiedzone” to ciężko by mi było wytrwać w przekonaniu, że jestem w stanie wykarmić swoje dziecko piersią i mu nie zaszkodzić. Pełen spokój odzyskałam dopiero gdy Tadeo zaczął więcej jeść i pić wodę. Smutne to.

Przydatne linki i książki:
dla mam które chcą się dobrze przygotować do karmienia piersia polecam strony internetowe: dzieciasawazne.pl oraz ekomama.pl w wyszukiwarce na tych stronach wystarczy wpisać hasło "karmienie piersią, poza tym  warto też zajrzeć na stronę: mlekomamy.pl,
lubię też wracać do wywiadu z Moniką Staszewską (położną) w książce "Poradnik dla zielonych rodziców" (Renis Jusis i Magdy Targosz)

piątek, 15 maja 2015

Nowe miejsce bloga.


Udało mi się przenieść bloga na nowy serwer. Wszystkie poprzednie posty które umieściłam na tym blogu pisane były od ponad roku. Nowy blog, nowy adres, nowe postanowienia :) Mam nadzieję, że je zrealizuję :)


"Kosmetyki" dla maluszka.

Z kwietnia 2015:



Olejek kokosowy, olejek arganowy, olejek migdałowy, szare mydło, masło shea, bepanthen i oczywiście woda to podstawa pielęgnacji skóry mojego synka. Olejek kokosowy dodaję do codziennej kąpieli Tadeo. Czasami smaruję tym olejkiem jego policzki -gdy są przesuszone.. Olejek arganowy i migdałowy używam rzadziej - zamiennie z kokosowym. Przy czym olejek migdałowy o wiele lepiej sprawdza się na skórze mojego synka. Gdy miał duże problemy z ciemieniuchą w pierwszych miesiącach życia, to właśnie olejek migdałowy najlepiej łagodził jej objawy.  Żadna z oliwek nie pomogła jednak na ciemieniuchę tak jak … bepanthen. Wiem że jest to maść pielęgnacyjna do pupy :) W momencie gdy "poskarżyłam" się mojej siostrze że pediatra zapisał mi jakieś świństwo na receptę to ona właśnie poleciła mi tą maść:  „Ja u moich chłopaków smarowałam nim wszelkie zmiany skórne”. I rzeczywiście bepanthen pomógł. Ciemieniucha znikneła! Teraz bepanthen stosuję zamiennie z masłem shea gdy pupa Tadeo jest czerwona. Nie stosuję przy moim synku żadnych sklepowych kosmetyków. Mój syn nie ma żadnych większych problemów ze skórą. Jest czyściutki i pachnący jak bobasek :)

Naturalne olejki eteryczne.

Z kwietnia 2015:



Miałam ostatni wrażenie, że od używania do sprzątania jedynie octu oraz sody oczyszczonej, w domu unosił się dziwny, drażniący zapach. Jest lepiej odkąd zaczęłam używać więcej olejków eterycznych (naturalnych oczywiście). Cokolwiek teraz sprzątam, to na koniec przecieram czyszczoną powierzchnię czystą ściereczką nasączoną paroma kroplami olejku. Poza tym rozwiesiłam w domu woreczki z suszona lawendą (z dodatkiem olejku lawendowego), oraz w kuchni laski cynamonu (które pokropiłam olejkiem goździkowym). Ładnie to wygląda a i zapach ładny. Poza tym częściej używam podgrzewacza do olejków (niektórzy nazywają go kominkiem). Myślę, że osoby które nie bardzo lubią zapach octu, powinny wdrożyć się w temat olejków jak najszybciej aby nie zniechęcić się do ekologicznego sprzątania domu. Praca z ładnie pachnącymi olejkami jest o wiele przyjemniejsza :)

Woreczek na chleb.

Z kwietnia 2014:



Ponieważ szycie stało się ostatnio modne to i ja się pochwalę jaki ładny woreczek na chleb uszyłam :D Ze zwykłej ściereczki kuchennej. Łatwo i szybko :) Dobrze by było wszystkie worki plastikowe jakoś zastąpić.. Ale to powolutku :)

BLW

Z kwietnia 2015:

 

Już ponad trzy miesiące wprowadzamy naszego syna w tajniki jedzenia. Pierwsze tygodnie nie były dla mnie łatwe. Stresowało mnie to, że małe ilości jedzenia trafiają do buźki Tadeo. Sporadyczne zakrztuszenia nie wywoływały we mnie przerażenia a myślałam, że będzie to dla mnie trudne. Ale to może dlatego że nie robiły one większego wrażenia na moim synku. Widzę że z gryzieniem (tak! Pomimo że ma dopiero 3 ząbki!) oraz przełykaniem coraz lepiej sobie radzi. Staram się aby pory posiłków wypadały wtedy gdy jest wyspany i nie bardzo głodny. Od kilku tygodni staram się też gotować nam to samo (dla T. z wersja bez smażenia, bez soli i cukru) tak aby wyglądało to tak samo. Czyli w praktyce  nie on je to co my tylko my to co on ;) tylko po cichu sobie dosalamy ;)
Nadal bywają dni, gdy mało zjada. Być może ze względu na to, że nie smakuje mu menu danego dnia.. Nadal jednak pije mleko więc mam nadzieję, że głodny spać nie chodzi ;) Zresztą przyznam się ,że w takie dni próbowałam dawać mu papki na łyżeczce, ale z reguły tez ich nie chciał. Daję mu więc spokój i jak mantrę powtarzam sobie hasło że "dziecko nie da się zagłodzić". Z łyżeczki korzystamy w sytuacjach gdy nie chcę aby się pobrudził, lub gdy nie chcę aby pobrudził wszystko wokół.
Większy problem mam z wymyślaniem jadłospisu. Niestety nie przejawiam kreatywności w tej dziedzinie. W poszukiwaniu inspiracji przeszukuję struny internetowe o kulinarnej tematyce.  Trzymam się jednak kilku zasad: bez soli, bez cukru, jak najmniej białej mąki, i bez chemii oczywiście. Do picia woda i mleko z piersi.
Wspaniale obserwuje się jego reakcje na poszczególne smaki oraz konsystencje. Dużą przyjemność czerpiemy z tego że siedzi z nami przy stole. Bałaganu jest dużo, ale radości jeszcze więcej. No i podobno dziecko brudne to dziecko szczęśliwe ;)

Przydatne linki:
W poszukiwaniu kulinarnych inspiracji zaglądam najczęsciej:
- http://www.alaantkoweblw.pl/
- http://smakoterapia.blogspot.com/

Czekając na wiosnę.

Ze stycznia 2014:



Nie mogę doczekać sie wiosny. Wyciągnęłam z tarasu donicę z posadzonymi jesienią cebulkami i czekam aż zakwitną :)

Chleb na własnym zakwasie.

 Ze stycznia 2014:



Nareszcie udało mi się upiec chleb na własnym zakwasie. Przed ciążą robiłam to regularnie, ale po porodzie jakoś trudno było mi wrócić do tego zwyczaju. Muszki owocówki miały w tym swój udział bo nijak nie mogłam przepędzić ich od zakwasu. Ale teraz jest zima i zimno, żadne muszki mi nie przeszkadzają i zakwas wyszedł mi piękny, odpowiednio pachnący i nadymający się pęcherzykami powietrza. Nie będę tutaj pisała całej receptury na chleb. Dodam tylko, że robię go w oparciu o przepis z książki „Zamień chemię na jedzenie” - Julity Bator. Chciała bym za to gorąco namawiać do robienia własnego zakwasu. Byłam przekonana, że bardzo trudno się go robi. Jednak po przeczytaniu książki „Zamień chemię na jedzenie” okazało się to banalne. Wystarczy zakupić mąkę żytnią 720, i zaczynając od jednej łyżki mąki i dwóch łyżek wody, codziennie dodawać kolejną łyżkę mąki i 2 łyżki wody, za każdym razem mieszać i przykrywać czystą ściereczką. PO 4 dniach można już dodawać 2 łyżki mąki i 4 wody. Po tygodniu zakwas już jest gotowy i można robić chleb. Ja nawet nigdy nie chowam zakwasu do lodówki. Po odlaniu potrzebnej szklanki zakwasu, kontynuuję jego namnażanie aby mieć go na kolejny wypiek. Pieczywko jest tak dobre, że co 5 dni piekę kolejne chlebki. Jeśli ktoś nie ma książki o której tu wspomniałam a chciał by wypróbować ten przepis, to bardzo proszę o emaila, to chętnie go prześlę.

Przydatne linki:
www.chleb.info.pl/zakwas-porady-praktyczne/jak-zrobic-zakwas   - bardzo fajnie jest tu opisane wszystko co z zakwasem związane :)

BLW - początki.

Ze stycznia 2015:



Dwa tygodnie temu rozpoczęliśmy przygodę z BLW. Przez pierwszy tydzień Tadeo rzucał się na to co mu do jedzenia podawaliśmy. Krzywił się ale cyckał sobie jedzonko. Po paru dniach udało mu się już co nieco przełknąć. Ale ostatnie 5 dni mój synek jedzenia nie widzi. Gdy mu coś podaje to ma minę bardzo zdegustowaną. Często nawet do rączek nic nie weźmie. Być może to wina małego wirusa który go dorwał, a być może ząbki są w drodze. Sama nie wiem. Jeden raz próbowałam podać mu coś łyżeczką ale był bardziej zainteresowany łyżeczką niż tym co na niej było. Do jedzenia nie podaję mu tego co my mamy na talerzach lecz warzywa i kaszę która jak na razie gotuję dla niego oddzielne. Jestem bardzo ciekawa jak to nam dalej pójdzie :)
Przydatne linki i książki:
- warto oczywiście przeczytać poradnik: "Bobas lubi wybór" Gill Rapley i Tracey Murkett
- nie znalazłam jak narazie dobrej strony internetowej o BLW, jedynie: babyledweaning.pl/

Nosidło ergonomiczne zamiast chusty.

Z grudnia 2014:



Czas napisać o nosidle ergonomicznym, które służy nam już od października. Jak tylko Tadeo dociągnął do 7 kg, wsadziłam go do nosidła. Tak nam się spodobało, że do chusty już nie wróciliśmy. Moja subiektywna ocena nosidła:
  • nosidło szybciej się zakłada niż chustę
  • w nosidle szybciej się umieszcza maleństwo niż w chuście
  • przy nosidle brakuje mi bliskości synka, przy chuście był bardziej przytulony
  • wrażenie jest takie, że Tadeo czuje się w nosidle swobodnie, i że więcej widzi niż w chuście elastycznej (przy czym myślę że zależy to od sposobu wiązania chusty)
  • Z Tadeo w nosidle, ma się porównywalną swobodę jak przy chuście i jak w 9 miesiącu ciąży ;)
  • gdy na dworze zimno i trzeba się cieplej ubrać, to jest większy problem z włożeniem dziecka do nosidła, ale da się...
  • gdy wieje zimny wiatr, to nie wychodzę z Tadeo w nosidle. Raz to zrobiłam i wróciliśmy ze spaceru czerwoni jak święte mikołaje, pomimo że Tadeo cały szczęśliwy i zadowolony był to jakoś uraz mi został, bo wrażenie było takie że wymroziłam dzieciaka ;)
  • w zimne dni warto zakryć nóżki np. chustą obwiązaną wokół tułowia
  • ani razu nie zdarzyło się aby mój synek marudził po włożeniu do nosidła, wydaje się że lubi to i jest mu wygodnie
  • mój mąż teraz częściej nosi Tadeo
  • przy dłuższym noszeniu bolą plecy- ale całkiem możliwe że to przez te moje krzywości (patrz poniżej...), bo tylko ja na to narzekam.
Dodam, że moje chustkowe doświadczenie skończyło się na chuście elastycznej. Poza tym z nosidłem ja osobiście mam jeden mały problem. Od małego jestem troszkę skrzywiona w jedna stronę - jedno biodro bardziej mi wystaje :D (przy czym naprawdę mało kto to zauważa), sprawia to jednak że pas biodrowy w nosidle krzywo leży, a przez to Tadeo trochę jest przekrzywiony. Nijak nie mogę tego ustawić pasami regulującymi długości w nosidle. Myślę, że jak by jakiś lekarz to zobaczył to by od razu zwrócił na to uwagę :D
Ale nosidło i tak jest super :)

Przydatne linki:
http://www.kangurkowo.pl/category/nosidla-ergonomiczne
http://www.nosimydziecko.com/webpage/jakie-nosidelko.html
http://dziecisawazne.pl/w-czym-nosic-dziecko-nosidlo-ergonomiczne/

Pieluszki wielorazowe - jeszcze z nimi nie skończyłam

Z grudnia 2014:



W związku z ciągłymi przypadkami przeciekania pieluszek wielorazowych, zaczęłam do kieszonki (pieluszki) wsadzać po dwa wkłady. Staram się też pamiętać aby pieluszkę po 2 – 2,5 godz. zmieniać. Przypadki przeciekania zdarzają się rzadziej, ale pieluszka wydaje się ogromna, i zastanawiam się czy mojemu synkowi jest w tym wygodnie. Sprzeciwów z jego strony nie ma ale wygląda to tak sobie. Minusem jest tez to że zrobiło mi się o połowę mniej pieluch. Przy okazji dokupię więcej wkładów.

Pieluszki wielorazowe - kolejna próba.

 Grudzień 2014:



Niestety tak jak już wcześniej pisałam i narzekałam, pieluszki wielorazowe które zakupiłam po porodzie już w sumie nie spełniają  swojej funkcji. Za każdym razem gdy je używamy kończy się to przebieraniem Tadeo. Męczy mnie jednak ilość jednorazówek wyrzucanych do kosza i myśl, że pewnie jeszcze z półtora roku mój synek spędzi w tym plastiku. Poza tym obejrzałam sobie jeden odcinek programu z Reni Jusis dotyczący wielorazówek i stwierdziłam, że kupię sobie chociaż jedną porządną wielorazówkę aby sprawdzić czy to nie kwestia jakości. Zamówiłam więc wyprodukowana w Polsce pieluszkę firmy Milovia. I już ją użyłam, i już widzę jedną różnicę... Tadeo spędził w niej pięć godzin, nic nie przeciekło, ale co najważniejsze kieszonka wydawała się sucha, podczas gdy wkład był aż ciężki od mokrej zawartości. Co do przeciekania, to poczekam z zachwytami, aż kilka razy nie wypiorę tej pieluszki. Ale fakt, że kieszonka robi wrażenie suchej wywarł na mnie o tyle wrażenie, że pamiętam gdy używałam na początku innych wielorazówek to sobie myślałam: „Co Ci ludzie w tym internecie piszą i mówią że można sam wkład wymieniać, przecież ta kieszonka też jest mokra”. Szkoda tylko, że cena polskich wielorazówek jest tak wysoka. Sprawdzę co z tą pieluszką będzie się działo po kilku praniach, i wtedy pewnie będę myślała o pieluszkowych zakupach.

Przydatne linki:
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/reni-jusis-o-pieluchach-wielorazowych,8823.html - Reni Jusis o pieluszkach wielorazowych

Strony internetowe na które regularnie zaglądam.

Listopad 2014:



W tej chwili mam cztery ulubione strony internetowe, na które zaglądam najczęściej, a które dotyczą ekologicznego stylu życia oraz życia w zgodzie z naturą:
- dziecisawazne.pl – dużo artykułów na różne tematy, praktycznie codziennie pojawia się coś nowego dotyczącego dzieci i nie tylko
- bikurier.pl – dużo ekologicznych informacji, przeważnie o żywieniu, ale również o kosmetykach
- ulicaekologiczna.pl – ekologia w rożnych aspektach życia
- ekomama.pl – fajne informacje, ale rzadko coś nowego się pojawia

Czytam etykiety.

Z października 2014:



Ostatnio trafiłam na stronę czytamyetykiety.pl. Strona ta na pewno zaciekawi osoby które tak jak ja maja nawyk sprawdzania składów produktów. Żałuję jedynie, że nie ma na tej stronie wszystkich produktów które lubię kupować. Myślę ze można wysyłać do administratora tej strony informacje że brakuje jakiegoś produktu. Jak dla mnie to przydała by się tez bardziej dogłębna ocena produktów. Przy informacjach które posiadam sama potrafię wystawić taką ocenę jak jest na stronie.

Wiaderko Tummy Tub po 4 miesiącach.

Z października 2014:



Tadeo ma już prawie 4 miesiące. Kąpiele w wiaderku są w tej chwili dla niego prawdziwa frajdą. Uwielbiamy patrzeć jaką radość sprawia naszemu synkowi pluskanie się w wodzie. Opór jaki stawia woda sprawia ze Tadeo sam próbuje wstać na nóżki. Ma przy tym taka genialną minkę, ze ciężko mu na to nie pozwolić :) troszkę większy kłopot mamy teraz z dotarciem we wszystkie zakamarki małego. Jego ciałko bardziej wypełnia wiaderko. Przy czym mamy coraz większą wprawę w jego myciu wiec nie jest źle. Gdy będzie już samodzielnie siedział, to przejdziemy do kąpieli w wannie. Jednak na ta chwile wiaderko bardzo sobie chwalimy :)

Chusteczki wielorazowe.

Z października 2014:



Przed narodzinami Tadeo uszykowałam sobie ok. 50 sztuk chusteczek wielorazowych z myślą, że będę ich używać przy pielęgnacji pupy mojego synka.
Oto kilka uwag na ich temat:
- do zrobienia chusteczek użyłam flanelki, która miękka była tylko na początku. Po kilku praniach zrobiła się niestety sztywna. W tej chwili kupiła bym miękki bawełniany materiał do ich zrobienia. Nie przejmowała bym się też obszywaniem tych skrawków materiału na maszynie,
- 50 sztuk to wystarczająca ilość na 2 – 3 dni , nawet na początku gdy maluszek robi "dwójki" co chwile,
- lepiej zrobić mniejsze chusteczki niż większe, ponieważ są praktyczniejsze w użyciu,
- piorę je razem z pieluszkami wielorazowymi. Bardzo szybko wysychają. Irytować jedynie może wieszanie takiej ilości chusteczek na suszarce. W upalne letnie dni, rozrzucałam je porostu na słońcu.
- o dziwo nie ma problemu z plamami, 
- ze strony pupy mojego synka nie odnotowuje żadnych problemów przy używaniu wielorazówek (używam ich razem z woda i szarym mydłem)
- na wyjazdach używam jednorazówek. Ze skrucha napisze, ze na pewno można opanować sposób ich używania poza domem, wystarczy mieć dwa woreczki w jednym mieć chusteczki wilgotne, a do drugiego rzucać chusteczki brudne. Jednak za leniwa na to jestem jak na razie ;)

Chusteczki wielorazowe są tanie, zdrowe i naprawdę mało kłopotliwe :)

Pieluszki wielorazowe - po trzech miesiącach.

Z września 2014:



W pierwszym tygodniu po powrocie ze szpitala mój mąż będąc w Poznaniu wskoczył do jednego ze sklepów z akcesoriami dziecięcymi i wykupił wszystkie pieluszki wielorazowe jakie w tym sklepie posiadali. Skłoniła go do tego ilość jednorazówek które szły do kosza. Tadeo jak każdy noworodek produkował bardzo duże ilości zużytych pieluch. Prawdę mówiąc przygnębiała nas ta ilość i myśl ile śmieci się w ten sposób produkujemy. Mnie dodatkowo drażni zapach (chemii) jednorazówek. Pieluszki wielorazowe które kupiliśmy nie były niestety polskiej produkcji. Wyprodukowano je w Chinach, dla Polskiej firmy. Dysponuję w tej chwili 10 pieluchami (typu: kieszonkami z wkładami).
A oto moje uwagi po trzech miesiącach użytkowania:
- nie widzę różnic w tym czy używam wkładów bambusowych czy z mikrofibry. Bardzo możliwe że Tadeo je odczuwa, ale do tej pory nic o tym nie wspominał (hehe;)
-w pierwszych tygodniach wydawały mi się za duże bo wyglądało to tak jak by podnosiły bioderka i nóżki w powietrzu wisiały.
-wielorazówki są grubsze od jednorazówek, przez co niektóre ciuszki dobre przy jednorazówkach były za małe przy wielorazówkach
- mają tą przewagę nad jednorazówkami, że nie śmierdzą chemią.
- myśl że moje dziecko nie siedzi cały dzień w czymś sztucznym i plastikowym jest naprawdę fajna
- na początku ich użytkowania nie miałam zastrzeżeń co do ich chłonności. Myślę, że jeśli chodzi  o „2” (kupkę:D) to lepiej sobie z nią radzą niż jednorazówki (ani razu nie miałam sytuacjo aby "2" bokiem wyszła). Niestety po trzech miesiącach użytkowania zaczęły mi regularnie przeciekać. Bardzo to irytujące. Na tyle, że teraz ich używam gdy wiem, że zakładam je na krótko np. gdy wiem że za chwilę będzie kąpiel. Troszkę się do nich przez to zniechęciłam. Przy czym nie wiem czy przyczyną jest słaba jakość tych akurat pieluch, czy źle się z nimi obchodzę (piorę wg wskazówek producenta), czy mały po prostu więcej siusia. W początkowym okresie bardzo lubiłam zakładać je na noc, ze świadomością, że mój syn nie leży tyle godzin w plastiku i żelach (Tadeo jak na razie ładnie w nocy śpi, nawet do 6 godzin). Ale gdy kilka razy przemoczonego z łózka go brałam to jednorazówki zwyciężyły – przeciekają rzadziej. Myślę że z tym przemakaniem jest tez tak, że trzeba uważać aby kieszonka nie wywijała się na zewnątrz bo dotykając ciuszków, zawartość przesiąka na ubranko.
- nie mam problemów z praniem tych pieluch. Robię wszystko wg wskazówek producenta. Używam proszku (na początku specjalnie przeznaczonego do tego celu, a teraz dziecięcego, delikatnego) i olejek eterycznego z drzewka herbacianego. Po wyjęciu z pralki ładnie pachną, i nie mogę również narzekać na plamy (choć śnieżnobiałe też już nie są)
- przez lato nie miałam problemów z suszeniem wielorazówek, ale jesieni i zimy się obawiam
- na niektórych portalach czytałam, że przy pieluszkach typu kieszonki, w sytuacji gdy pieluszka jest jedynie zasiusiana, to można wymieniać jedynie sam wkład. Ja wymieniam cała pieluchę, ponieważ kieszonka też mi się wydaje wilgotna za każdym razem
- 10 sztuk pieluszek wystarczało mi w pierwszych dwóch miesiącach na jeden dzień, na drugi je prałam i suszyłam. W sumie co drugi dzień używałam wielorazówek. Teraz wystarczają mi na dłużej tym bardziej, że nie używam ich za każdym razem. Jedynie gdy jestem w domu.
Lubie wielorazówki za to ze są wielorazowe i za to że brak w nich chemii. Muszę jednak przyznać, że są troszkę bardziej kłopotliwe w używaniu. Całkiem możliwe ze powinnam spróbować używać innego rodzaju pieluszek i oraz poznać wielorazówki innych firm. Jeszcze się na to nie zdobyłam ponieważ jednorazowy zakup pieluch to duży wydatek. Żałuje że mam tak mało opanowany ten temat. Nie ukrywam, ze poszłam po taniości, czyli kupiłam tańsze nie wyprodukowane w Polsce pieluchy, i typu One Size czyli na cały okres pieluszkowania. Z pewnością są pieluszki które lepiej spełniają swoja funkcje, i ja pomimo ze jak na razie nie do końca panuje nad tym tematem zachęcam jednak do eksperymentowania i zapoznawaniem się z nimi. Bo warto – dla zdrowia maluszka, i mniejszej ilości śmieci.

Zachwytu nad chustą ciąg dalszy.

Z wrzesień 2014:



Jestem coraz bardziej zachwycona chustą. Na tyle mocno, że kuszą mnie innego rodzaju chusty. Co prawda mamy nosidło ergonomiczne (zaplanowane jako następstwo chusty), ale mimo wszystko taka chusta kółkowa by mi się przydała.. ;) W przypadku mojego synka, chusta jest bardzo przydatna w ciągu dnia bo tak naprawdę Tadeo śpi tylko w niej. Wózka za bardzo nie toleruje, a w łóżeczku też nie pośpi. Zmęczony czasami jest bardzo. Biorę więc go wtedy do chusty i mam spokój na godzinkę. Maluszek jest wtedy całym sobą przytulony do mnie. Jest to naprawdę cudowne uczucie :D  Oto kilka uwag które mi się nasuwają:
  • muszę trafić w odpowiedni moment, tak aby wkładać Tadeo do chusty gdy jest zmęczony i senny, bo jak wkładam go żywego i pełnego energii to się wkurza. Muszę tutaj dodać że mój synek jest bardzo ciekawskim chłopcem, rozgląda się na wszystkie strony, obserwuje wszystko co robię, i po prostu denerwuje go ograniczone pole widzenia w chuście. Takie przynajmniej mam wrażenie:)
  • w chuście śpi nie dłużej niż godzinę więc na dłuższe spacery i tak muszę zabierać wózek aby móc go przełożyć z chusty do wózka, po drzemce w chuście lubi się powyciągać na wszystkie strony.
  • niestety aby dłużej pospał w chuście muszę się rytmicznie poruszać, np. siedząc na krześle kołyszę się.. a pupa boli ;)
  • moje plecy czują ciężar dziecka, ale całkiem możliwe, że nie zawiązuję chusty profesjonalnie (nie byłam na kursie), oraz że nie potrafię się zupełnie rozluźnić gdy mały śpi w chuście. Jestem dosyć sztywna.
Ale tak czy siak jestem chustą zachwycona :)

Chusta - pozycja żabki.

Sierpień 2014:
 
 

Od dwóch tygodni noszę Tadeo w chuście jak żabkę ;) Mały miał ok 5 kg gdy zaczęłam nosić go w tej pozycji. Z tego co czytałam to opinie ekspertów są różne jeśli chodzi o to na ile wcześnie można nosić dziecko w tej pozycji. Ponieważ mi pozycja kangurka nie bardzo odpowiadała zdecydowała się na żabkę po pierwszej (pozytywnej) ocenie bioderek małego. O pozycji żabki mogę napisać, że:
  • o wiele łatwiej jest mi wsadzić synka do chusty
  • nie zjeżdża w dól tak  bardzo jak w pozycji kangurka
  • nie wymaga takiego mocnego wiązania jak przy pozycji kangurka
Coraz bardziej przekonuję się do noszenia dziecka w chuście. Zwiedziliśmy już dzięki niej jedno muzeum, byliśmy na grzybach i w spokoju uczestniczyliśmy w spotkaniach towarzyskich typu grill. Przydaje się w różnych sytuacjach. Szkoda tylko, że chusta taka długa musi być i majta się końcówkami po ziemi – szybko robi się brudna (nie polecam chusty w jasnych kolorach jak nasza..)
Jeśli chodzi o chustę to napiszę jeszcze o jednej sprawie. Nasz synek regularnie raz dziennie wymiotuje (lub jak kto woli bardzo obficie ulewa). Regularnie raz dziennie, ale o różnych porach. Nie da się tego przewidzieć. Dwa razy miałam sytuację gdy małego wsadzałam do chusty a jego reakcją był odruch wymiotny, zakończony obfitym chluśnięciem.W takiej sytuacji paniczne wyciąganie maluszka z chusty aby mu pomóc nie jest łatwe..;)

"Zamień chemię na jedzenie"

 Sierpień 2014:



Dobrze jest przeczytać tą książkę, aby poczuć się, że nie jest się samemu, w poszukiwaniu zdrowszego i lepszego pożywienia. Czasami mam wrażenie, że ludzie patrzą na mnie z pobłażliwości i kpiną gdy zauważą jak dużą wagę do tego przywiązuje ;) Książka jest napisana w bardzo przystępny i nienużący sposób. Czytałam ją jednak dosyć dług, ponieważ nie chciałam za jednym zamachem ładować w siebie wszystkich informacji. O wielu sprawach wiedziałam już wcześniej. Jednak znalazłam kilka informacji które były dla mnie nowością i inspiracją. Dzięki niej zaczęłam wypiekać chleb na własnym zakwasie ( po porodzie niestety jeszcze nie wróciłam do tego zwyczaju, chyba już czas najwyższy... :)
Przydatne linki i książki:
"Zamień chemię na jedzenie" - Julita Bator

Wiaderko Tummy Tub

Z sierpnia 2014:



Mój synek kończy dziś 6 tygodni. Myślę więc że mogę już coś napisać na temat wiaderka TT z którego korzystamy praktycznie codziennie od powrotu ze szpitala. Ze zwykłej wanienki do kąpieli korzystaliśmy jeden raz. Malutki tak w niej wrzeszczał, że mój mąż stwierdził, że był to pierwszy i ostatni raz. Być może wrócimy jeszcze do niej gdy Tadeo będzie większy. Jak na razie wanienka wylądowała w piwnicy. Oto moja subiektywna ocena wiaderka po 6 tygodniach użytkowania:

Plusy:
  • nie zdarzyło się ani razu aby Tadeo w nim wrzeszczał, jedynie czasami postękuje i próbuje wstać
  • bardzo łatwe w użyciu w okresie połogu
  • nie ma problemu z przenoszeniem wiaderka, gdy jest pełne wody
  • mało miejsca wiaderko zajmuje
  • bez problemu można wziąć na wyjazd

Minusy:
  • ciężko jest dokładnie umyć ciałko
  • mimo wszystko głupio mi się go trzyma tak pod bródką
  • myślę, że maksymalnie 5 minut wytrzymał w wiaderku do tej pory, a potem się niecierpliwi a ja zaczynam się denerwować
  • gdy będzie większy, gdy już będzie siedział to pewnie będzie trzeba przejść na inny sposób mycia

i jeszcze coś:
  • gdy chciałam małego umyć mydłem, to go wsadziłam namydlonego do wiaderka, bo gdy jest już w wiaderku to jest z tym mały problem
  • dłonią można dotrzeć do większości zakamarków maluszka, jedyny problem mam ze zgięciami pod kolanami

Owoce pod kruszonką.

Z lipca 2014:



Nie mogę nie napisać o tym wypieku (ciężko to ciastem nazwać, a jednak wyciąga się go z piekarnika więc sama nie wiem:), ponieważ w okresie połogu stanowił ważny element mojej diety. Owoce pod kruszonką są idealne do robienia przez młode mamy w połogu które:
  • są za bardzo zajęte maleństwem, aby mieć głowę do zaglądania w przepisy
  • maja potrzebę poprawienia sobie nastroju, i sprawienia wrażenia, że panują nad sytuacją, i są zorganizowanymi mamami
  • które bez słodyczy żyć nie mogą a nie chcą objadać się tym co nie zdrowe
Oto przepis:
owoce jakie się ma i ile się ma (ale raczej nie cytrusy i banany ;))wrzuca się na blachę (naczynie żaroodporne) posmarowane (lub nie posmarowane) masłem. W dowolnych proporcjach zagnieść masło, cukier (najlepiej ten zdrowszy brązowy czyli trzcinowy), mąkę (lepiej np. żytnią niż pszenną). Powstałą kruszonką, lub czymś co kruszonkę przypomina, obsypujemy owoce. Blachę należy wsadzić do piekarnika (nagrzanego do ok 170 stopni), i zapiec aż kruszonka delikatnie zbrązowieje.
Proste, pyszne, pachnące i pięknie wyglądające! :)

Kosmetyki bez SLS – ciąg dalszy.

Z lipca 2014:



Okazuje się, że jest (nieduży ale jest) wybór mydeł do higieny intymnej na bazie składników naturalnych. Ja zaopatrzyłam się w dwa rodzaje. Jedno to mydło nagietkowe, a drugie to mydło z olejem laurowym i sosnowym. Z pierwszego z nich korzystałam w okresie połogu i bardzo dobrze się spisał. Jeśli nie pomogło, to na pewno nie zaszkodziło. Z drugiego mydła jeszcze nie korzystałam. Mogę więc odhaczyć na mojej liście kosmetyków bez SLS mydło do higieny intymnej :) Zdecydowanie przerzuciłam się też na szare mydło i masło shea w roli balsamu. Miałam dodatkową motywację w postaci Tadeo – nie chcę go drażnić zapachami kosmetyków. Masło shea co prawda ciągle brzydko pachnie jak dla mnie, ale mam nadzieje, że to kwestia przyzwyczajenia:)

Chusta

Z lipca 2014:



Już pierwszego dnia po powrocie ze szpitala nie wytrzymałam i sięgnęłam po chustę. Całą ciążę przebierałam nóżkami czekając na ten moment. Sama idea noszenia dziecka w chuście bardzo mi się podobała. Byłam ciekawa jak to jest w praktyce. Po miesiącu prób noszenia w chuście (udanych i nieudanych) mogę na ten temat napisać kilka uwag:
  • Przy bardzo ciężkim i bolesnym połogu (… :/) trudno jest nosić dzieciątko w chuście od pierwszych dni jego życia. Starałam się co drugi dzień wsadzać synka do chusty aby przyzwyczaił się do niej - jednak nie na dłużej niż 10 minut. Z bólu i osłabienia nie mogłam ustać. Warto tatusia dziecka namawiać aby nosił dziecko w chuście.
  • Po powrocie ze szpitala do domu, rozpoczęły się upały które trwają do dziś. W sumie cieszę się z tego miesiąca ciepła (biorąc pod uwagę jak mało mamy go w ciągu roku), ale niestety na noszenie w chuście jest za ciepło. Na dwór odważyłam się wyjść jeden raz, gdy nasz piesek prawie na głowie stawał aby przypomnieć, że i on ma swoje potrzeby. W domu super upału nie mamy. Temperatura odczuwalnie niższa jest niż na zewnątrz, a mimo wszystko za każdym razem wyciągałam Tadeo z chusty spoconego. Próbowałam opcje, że mały był tylko w pieluszce, i na odwrót, że ja tylko w bieliźnie, ale to nie pomaga. Przy ponad 30 stopniach na chuste jest w moim przypadku za ciepło.
  • Za każdym razem gdy wsadzałam Tadeo do chusty (w pozycji „kieszonki” na „żabkę” jeszcze się nie zdecydowałam) mam wątpliwości czy Tadeo nie tkwi w tej chuście w złej pozycji. Dosyć trudno to ocenić gdy mały taki zwinięty w kuleczkę tkwi pod tymi zwojami materiału. Tym bardziej, że ….
  • Trzeba naprawdę mocno naciągnąć i zawiązać chustę aby dziecko nie zjeżdżało w dół. Dopiero po miesiącu poirytowana, że Tedi zjeżdża mi na brzuch z wysokości mojej brody, wkurzyłam się na tyle, że tak zawiązałam mocno chustę że maluch pozostał tam gdzie powinien.
  • Z każdym kolejnym razem idzie mi coraz lepiej, i mam wrażenie, że Tadeo z coraz większą cierpliwością znosi moje wyczyny i ciche przekleństwa
  • Staram się sadzać do chusty spokojnego Tadeo, nie płaczącego, aby nie mieć jeszcze większego stresu.
  • Tadeo po włożeniu do chusty ponarzeka sobie z 2-3 minuty, a potem zasypia. Ze względu na upal nie trzymam go dłużej niż pół godziny w chuście. Przekładam go śpiącego do wózka, a on sobie spokojnie wtedy przesypia jeszcze z 2-3 godzinki.
  • Dla mnie noszenie w chuście jest wygodne gdy robię coś w pionie. Wszelkie nachylanie się i kucanie jest kłopotliwe ze względu na to, że mam wrażenie, że Tadeo jest wtedy w dziwnej i niewygodnej pozycji. W sumie to noszenie w chuście przypomina mi trochę mój wielki brzuch pod koniec ciąży. Nie do końca byłam wtedy sprawna ;)
W najbliższym czasie mam zamiar przejść na pozycje żabki. Musze tylko się upewnić czy już można :)

Nie marnuje jedzenia :)

Z maja 2014:



Spędziłam parę minut na stronie www.niemarnuje.pl. Zrobiłam sobie nawet test sprawdzający moją wiedzę na temat nie marnowania jedzenia. Między pytaniami pojawiały się filmiki „doszkalające”. Wiedza dla mnie znana i oczywista, raczej nie odkrywcza, ale motywująca do działań „eko”.

„Zamień chemię na jedzenie” – mąki z kasz i ryżu.

Z maja 2014:



Jestem w trakcie czytania „Zamień chemię na jedzenie”. Bardzo dobrze czyta się ten poradnik. Wiele informacji jest mi już znanych, ale kilka nowych pomysłów podłapałam :)
Dziś odnotowuję aby wbiło mi się do głowy: „kasze oraz ryż można mleć na mąkę” :) spróbowałam zrobić naleśniki z kaszy gryczanej oraz płatków owsianych. Do zrobienia mąki użyłam blendera. Z kaszą gryczaną miałam taki problem, że nie zmieliła mi się na pył, i gdy zrobiłam placki (naleśniki małe) to chrupało w zębach. Ale w smaku były niezłe. Przy czym na mój gust raczej nie są to placki do jedzenia na słodko. Mąka z płatków owsianych wyszła bardzo fajna. I naleśniki były bardzo dobre :) Za to na zdjęciu widać naleśnik z mąki jaglanej którą kupiłam w sklepie ze zdrową żywnością. Placki były w smaku dobre ale jakieś takie suche.. Chyba muszę poszukać jakiś przepisów na naleśniki z różnych mąk (nie pszennych). Tak czy siak polecam takie kombinacje. Im więcej czytam na temat mąki pszennej tym mniej mam ochotę ją jeść.

Kosmetyki – w poszukiwaniu SLS

Maj 2014:



Powolutku mam zamiar sprawdzać i badać kosmetyki których używam.
W pierwszej kolejności zerknęłam na produkty z serii „Biały Jeleń”, który kojarzył mi się zawsze z minimum chemii w chemii. Niestety w płynie do higieny intymnej oraz żelu do mycia twarzy SLS znalazłam. Z niepokojem sięgnęłam po opakowanie zwykłego szarego mydła z tej samej serii i tutaj SLS nie ma. Z żelem do mycia twarzy problemu nie ma bo używałam go sporadycznie. Bez żalu się z nim pożegnam. Od dłuższego już czasu  polubiłam płyny micelarne, które maja o wiele krótszą listę składników, i nie ma w nich SLS.
Większy kłopot miałam z płynem do higieny. Na półkach w drogerii trudno mi było znaleźć coś bez SLS. W końcu znalazłam jeden produkt, i go kupiłam, ale zadowolona nie jestem bo mam wrażenie , że mnie podrażnia, a i zapach ma bardzo mocny i drażniący. Coś czuję, że jak bym zaczęła dokładnie studiować co oznaczają te wszystkie dziwne nazwy w składzie, to okazały by się nie o wiele lepsze od SLS. Chyba będę musiała sięgnąć po jakiś płyn z etykietką „Eko”. Tak jak zrobiłam w przypadku pasty do zębów.

Poradnik dla konsumenta dotyczący chemicznych substancji znajdujących się w żywności.

Z maja 2014:



Na stronach Społecznego Instytutu Ekologicznego (www.sie.org.pl) znalazłam dosyć ciekawy dokument dotyczący substancji chemicznych znajdujących się w produktach żywnościowych. Myślę, że warto go przeczytać. Pomimo 32 stron, dosyć szybko się  z nim zaznajomiłam ponieważ napisany jest w bardzo przystępny sposób.
Oto kilka punktów z notatek (dosyć nieskładne :D ) które sobie porobiłam czytając ten dokument:
  • unikać PC i PVC jako najgorsze z plastików
  • produkty przeznaczone dla dzieci powinny mieć oznaczenie BPA free
  • nie kupować konserw
  • nie brać wydruków kasowych ponieważ mają one wysokie stężenie BPA (BPA to bisfenol – duże świństwo jeśli ktoś jeszcze nie wie ;)
  • najlepiej jeść produkty ekologiczne
  • wybierać owoce i warzywa które kumulują mniej pestycydów
  • obierać owoce i warzywa (te które się da oczywiście)
  • cytuję: „Dzieciom podawaj żywność wyprodukowaną specjalnie dla nich”
  • najbardziej skażone pestycydami są: sałata, pomidory, ogórki, jabłka, por, nektarynki, truskawki, gruszki, winogrona, papryka
  • najmniej skażone to: marchewka, szpinak, ziemniaki, banany, groszek.
Muszę zaznaczyć, że przy skromnej wiedzy którą posiadam już na ten temat, przy czytaniu takich publikacji zapala mi się ostrzegawcza lampka, aby krytycznie oceniać to co napisane.
I również tutaj mam pewne wątpliwości:
  • tekst: „Dzieciom podawaj żywność wyprodukowaną specjalnie dla nich” - nie podoba mi się to do końca, bo takie produkty specjalnie przygotowane dla dzieci, nie wzbudzają mojego zaufania szczególnie gdy spojrzy się na ich skład a tam na pierwszym miejscu cukier, albo np. mąka nie wiadomo po co.
  • W tekście dokumentu można przeczytać, że: „Wybieraj owoce i warzywa, które zawierają mniej pestycydów - sięgnij po banana zamiast jabłka”. Duże wątpliwości budzi we mnie ten tekst. Przy mojej obecnej wiedzy (być może niekompletnej) wręcz się z tym nie zgadzam. Naczytałam się w ostatnim czasie tyle o bananach, że pomimo iż je uwielbiam staram się je ograniczać. Banany przechodzą dłuuugą i trudną podróż zanim dotrą na półki sklepowe w Polsce ( zrywane niedojrzałe są pryskane aby nie dojrzewał, a czasie podróży pryskane aby żaden „grzyb” ich nie obrósł, i na koniec są pryskane już na miejscu kolejnym specyfikiem aby zaczęły się robić żółte – bo ciężko napisać aby dojrzały skoro na drzewie już nie rosną...). Spotkałam się już z wieloma opiniami, że o wiele lepiej jest jeść nasze lokalne i sezonowe owoce których nie trzeba tak brzydko traktować.
Tak sobie myślę, że napiszę chyba emaila do tego instytutu z moimi wątpliwościami. Ciekawe czy będzie chciało im się odpisać.
Podsumowując. Nie dajmy się zwariować, tylko róbmy to co możemy aby tej chemii w naszym życiu było jak najmniej. Z głową, bez nerwów :)

-------------------------------------------------------------------------------
kilka dni później :)

Oto treść emaila którego wysłałam do SIE:

Szanowni Państwo,



z dużą ciekawością przeczytałam poradnik konsumenta umieszczony na Państwa stronie internetowej, dotyczący substancji chemicznych znajdujących się w produktach spożywczych. Ponieważ są to tematy które bardzo mnie interesują, staram się z różnych stron zdobywać informacje. Po przeczytaniu wspomnianej publikacji mam pewne wątpliwości:


tekst: „Dzieciom podawaj żywność wyprodukowaną specjalnie dla nich” - nie podoba mi się to do końca, bo takie produkty specjalnie przygotowane dla dzieci, nie wzbudzają mojego zaufania szczególnie gdy spojrzy się na ich skład a tam na pierwszym miejscu cukier, albo np. mąka nie wiadomo po co. Jakie produkty ma autor na myśli? Może coś źle zrozumiałam?
W tekście dokumentu można przeczytać, że: „Wybieraj owoce i warzywa, które zawierają mniej pestycydów - sięgnij po banana zamiast jabłka”. Duże wątpliwości budzi we mnie ten tekst. Przy mojej obecnej wiedzy (być może niekompletnej) wręcz się z tym nie zgadzam. Naczytałam się w ostatnim czasie tyle o bananach, że pomimo iż je uwielbiam staram się je ograniczać. Banany przechodzą dłuuugą i trudną podróż zanim dotrą na półki sklepowe w Polsce ( zrywane niedojrzałe są pryskane aby nie dojrzewał, a czasie podróży pryskane aby żaden „grzyb”  ich nie obrósł, i na koniec są pryskane już na miejscu kolejnym specyfikiem aby zaczęły się robić żółte – bo ciężko napisać aby dojrzały skoro na drzewie już nie rosną...). Spotkałam się już z wieloma opiniami, że o wiele lepiej jest jeść nasze lokalne i sezonowe owoce których nie trzeba tak brzydko traktować.
Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam.

Oto odpowiedź na mojego emaila:

Szanowna Pani,
rzeczywiście Poradnik, o który Pani pyta nie jest autorstwa FKO, tylko sieci PAN Europe, z którą współpracujemy od czasu do czasu. Otrzymaliśmy przetłumaczoną wersję polską, gotową do zamieszczenia, było to dosyć dawno temu. Jeśli chciałaby Pani poznać więcej szczegółów, to pozostaje napisać bezpośrednio do nich.

Jeśli chodzi o warunki polskie, to raczej znacząco nie różnią się od tych w Europie Zachodniej; skład pokarmu dla dzieci powinien być podobny. Trudno mi się wypowiadać na temat konkretnych produktów dla dzieci, bo ich nie znam. Na pewno jednak żywność przeznaczone specjalnie dla dzieci jest zdecydowanie lepsza od pozostałej.
Natomiast jeśli chodzi o banany, to na szczęście obiera je się ze skóry. Skóra banana jest gruba i zatrzymuje sporo pestycydów w porównaniu do jabłek, które mają dużo cieńszą skórkę, i które są również opryskiwane wielokrotnie (nawet 30X!) w ciągu sezonu wegetacyjnego.

Pozdrawiam,

Pozdrawiam/Kind Regards

Tomasz Włoszczowski
Prezes Zarządu/President
Społeczny Instytut Ekologiczny/Social Ecological Institute
ul. Raszyńska 32/44, 02-026 Warszawa/Warsaw/Poland
www.sie.org.pl

I bądź tu mądry.. Jak będę miała czas i odpowiednią wenę to jeszcze poszperam w tym temacie. A jak narazie to będę jadła i banany i jabłka, bo oba te owoce uwielbiam, ale może się postaram aby nie połykać kilka sztuk dziennie :D

czwartek, 14 maja 2015

Pierwsze pieluszkowe obserwacje.

Maj 2014:

 

Doszły już do mnie dwie pieluszki wielorazowe wraz z wkładami, o których wspominałam kilka dni temu (firmy Bobo Lider). Oprócz wkładów dołączonych w zestawie do pieluszek (bambusowego i z mikrofibry), zamówiłam jeszcze dodatkowo:
- duży wkład od złożenia na pół, który składa się z warstwy zewnętrznej bambusowej, i zewnętrznej z bawełny, i trzeciej warstwy wewnętrznej bambusowej
- wkład na noc, grubszy składający się z dwóch warstw mikropolaru z bambusem i włóknami węglowymi, i trzech warstw z mikrofibry wewnątrz.
Taki mini zestaw na próbę.
Korzystając z pięknej słonecznej pogody, postanowiłam zrobić pierwsze pranie pieluszek. Ponieważ było to ich pierwsze pranie, to nastawiłam pralkę na program „Delikatne” z praniem w 30 stopniach i wirowaniem maks 1000 obrotów. Do prania użyłam odpowiedniego proszku ekologicznego, oraz olejku z drzewka herbacianego. Pranie suszyło się na powietrzu, na słońcu (pogoda naprawdę była dziś piękna :)
I oto moje pierwsze wnioski:
- pieluszki – kieszonki wyschły bardzo szybko, i nie widzę aby jakieś zmiany w nich zaszły
- wkłady schły o kilka godzin dłużej
- jedynie przy największym wkładzie bambusowo – bawełnianym widzę, że coś się z nim stało, nie mogę go ładnie na pół złożyć, tak jak by jedna z zewnętrznych warstw się skurczyła i nie pasowała do reszty, albo coś z tą wewnętrzną się stało.
Jestem ciekawa co się będzie z nimi działo gdy zostaną wystawione na prawdziwą próbę przez mojego Tediego :)

Czego unikać przy kupnie kosmetyków?

Maj 2014:


Z maja 2014:



Temat szkodliwych związków chemicznych w kosmetykach od dawna chodził mi po głowie. Tam gdzie mogłam, czyli miałam pomysł i wystarczające finanse ;) zamieniłam już to co potencjalnie szkodliwe na naturalne i zdrowsze. Na blogu pisałam już o olejach spożywczych które używam zamiast kremów do twarzy. Poza tym podjęłam juz temat pasty do zębów, pielęgnacji dłoni i paznokci oraz pilingu do ciała.  Dopiszę w tym momencie, że  staram się również używać zwykłego szarego mydła do mycia ciała. Piszę „staram się” ponieważ muszę przyznać, że nie udało mi się zupełnie pozbyć żeli do mycia ciała z mojej łazienki. Ostatnio w prezencie dostałam przepięknie pachnący rabarbarem żel do ciała, którego trudno jest mi się pozbyć nawet po przeczytaniu jego składu (z reguły przeczytanie składu produktu pomaga mi gdy rozum mówi, aby odłożyć coś spowrotem na półkę, a np. apetyt mówi mi, że on jednak by chciał tego spróbować ;)).
Wydaje mi się, że przy pielęgnacji dziecka o wiele łatwiej jest znaleźć naturalne zamienniki sklepowych kosmetyków. W sumie, nie mam żadnego gotowego produktu przygotowanego do pielęgnacji mojego maleństwa. Mam nadzieję, że sama natura wystarczy :)
Z pielęgnacją mojego męża też nie ma problemu ;) Używa minimum kosmetyków, wszelkie perfumy go drażnią, więc sięga jedynie po to co najbliżej natury.
Zdecydowanie najwięcej chemii ja w siebie wcieram, i mam zamiar cos  z tym zrobić.
Aby na spokojnie ogarnąć temat, postanowiłam zacząć od pozbycia  się kosmetyków zawierających SLS i SLES (Sodium Lureth Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate). Przeczytałam o nich pierwszy raz w „Poradniku dla zielonych rodziców”. Ale można o nich dużo przeczytać również w Internecie, np. http://www.czystekosmetyki.pl/co-to-jest-sls.html Wygląda na to, że to (ten? ;) SLS to naprawdę duże zło, dlatego jako pierwszy idzie do odstrzału. Myślę, że to będzie dobry początek aby zacząć stosować zdrowsze kosmetyki. Można oczywiście zacząć kupować kosmetyki z etykietka „eko”, tylko, że:
- przy nich tez trzeba uważać na skład (juz się o tym przekonałam)
- takie kosmetyki są jednak droższe
O wynikach mych poszukiwań będę oczywiście informować :)

Pieluszki wielorazowe.

Maj 2014:



W pierwszej chwili gdy usłyszałam o pieluszkach wielorazowych to oczywiście miałam przed oczami pieluszki w postaci złożonej tetry, i zastanawiałam się jak silną wolę trzeba mieć aby z nich korzystać ;) Potem wpadły mi gdzieś w oko piękne kolorowe pieluszki które okazały się wielorazowymi, i wtedy moje zainteresowanie nimi wzrosło.
Pomimo, że w tej chwili wiem na ich temat o wiele więcej, cały czas mam wątpliwości czy jestem w stanie z nich korzystać. Niewątpliwie bardzo bym chciała, ale dwie sprawy mnie martwią:
- wiem, że biorąc pod uwagę cały okres pieluszkowania, wielorazówki są tańsze niż jednorazówki, ale jednak kupno większej ilości pieluszek wielorazowych to duży wydatek jednorazowo :/
- nie martwi mnie kwestia prania tych pieluszek dopóki mam działającą pralkę w zasięgu, jednak nie wyobrażam sobie ich suszenia szczególnie w okresie jesienno – zimowym, gdy nieraz miałam sytuacje, że musiałam powtarzać pranie grubszych ubrań bo mi zdążyły zaśmierdnąć zanim wyschły. 
Stwierdziłam więc, że jak na razie kupię sobie z 2 – 3 sztuki tak aby je wypróbować. Tak sobie myślę, że może chociaż na noc uda mi się je zakładać mojemu małemu Tadeo.
Zamówienia dokonałam przez internet, i teraz czekam z niecierpliwością na te kolorowe cudeńka :)
Zanim dokonałam zakupu to spędziłam jeszcze trochę czasu szukając w Internecie trochę informacji na ich temat. Ze względu na koszty zrezygnowałam z kupna pieluszek wyprodukowanych w Polsce (ale jeśli dla kogoś finanse problemu nie stanowią to namawiam do kupna polskiego produktu). Na stronie dzieciasawazne.pl trafiłam  na artykuł o pieluszka polskiej firmy Bobo Lider która produkuje swoje wyroby w Chinach przez co są tańsze. Smutno mi się robi nawet teraz gdy to piszę, ale takie są fakty. Ehh... Postanowiłam kupić dwie pieluszki kieszonki. Stwierdziłam, że używanie pieluszek wielorazowych wyprodukowanych w Chinach i tak pewnie jest mniejszym złem niż jednorazówki (swoją drogą nie sprawdzałam czy jednorazówki w Chinach się produkuje..).  Do tego zamówiłam sobie kilka wkładek różnego rodzaju.
Ze strony producenta tych pieluszek spisałam sobie kilka informacji na temat jak dbać o takie pieluszki:
- pieluszki można prać w max 35 stopniach, z innymi ciuszkami
- nie dodawać do prania płynu zmiękczającego , ale za to olejek z drzewa herbacianego (który ma właściwości antybakteryjne)
- wirowanie max 1000
- wkłady z mikrofibry można prać do 90 stopni
- wkłady z bambusa maksymalnie w 60 stopniach
- nie mozna ich prasować i należy je suszyć z dala od źródeł ciepła
W „Poradniku dla zielonych rodziców” wspominają, że można używać ekologicznych mydeł z wyciągiem z cytrusów (działa wybielająco), oraz ekologicznych proszków odkażających.
Na innej stronie przeczytałam o papierkach celulozowych jednorazowych, które można wraz z zawartością wyrzucać do toalety. Przy mniejszych zabrudzeniach można je podobno prać . Zamówiłam sobie takie papierki, ale miałam problem z wyborem firmy. Na forach internetowych jest bardzo dużo sprzecznych informacji na ich temat. Wygląda na to, że to bardzo indywidualna sprawa, jak skóra dziecka może zareagować na takie papierki, i czy nam będą one pomocne.
Na jeszcze innej stronie o pieluszkach wielorazowych doczytałam jeszcze, że nie należy stosować orzechów piorących, octu i sody. Należy również unikać kremów (jak i innych tłustych substancji) na stany zapalne skóry dziecka, bo to osłabia jakość pieluszki (coś mi tu nie pasuje swoja drogą...), a jeśli jest taka potrzeba to należy wtedy używać papierków celulozowych.
Poza tym:
- nie namaczać pieluszek
- nie używać kwasu cytrynowego
- przed włączeniem właściwego programu prania w pralce, najpierw włączyć płukanie
Jestem ciekawa jak się sprawdzą te pieluszki i jak sobie z nimi poradzimy :)


Przydatne linki:
- http://dziecisawazne.pl/pieluszki-wielorazowe-za-mniej-niz-25-zl-pupus-bobolider/
- http://dziecisawazne.pl/pranie-i-pielegnacja-pieluszek-wielorazowych/
- www.wielorazowepieluszki.pl
- pieluszkarnia.pl
- www.bobolider.pl
Tak naprawdę to na stronie każdego producenta pieluszek wielorazowych można znaleźć informacje na temat ich produktu, jak o niego dbać i używać.

"Poradnik dla zielonych rodziców"

Z maja 2014:



Skończyłam dziś czytać „Poradnik zielonych rodziców”
Książkę czytałam z dużym zainteresowaniem, jeśli chodzi o zamieszczone w nim rozmowy. W większości były dla mnie inspirujące i zachęcające do wprowadzania dalszych eko zmian w życiu swoim i moich bliskich. Rozczarowała mnie jedynie mała ilość konkretnych informacji i praktycznych porad. Zdaję sobie sprawę, że każdy z rozdziałów może być tematem oddzielnej książki, jednak miałam nadzieję, że bardziej zaspokoję swój głód wiedzy.
Niewątpliwie, dobre jest też to, że po przeczytaniu tego poradnika człowiek ma uczucie, że w swym „szaleństwie” nie jest się samotnym ;) 

Naturalna pasta do zębów.

Z maja 2014:


To mój mąż skłonił mnie do szukania naturalnego zamiennika pasty do zębów. Naczytał się na temat fluoru dużo okropnych rzeczy i spokoju już nie miałam ;) Najpierw przeszukaliśmy sklepowe półki chcąc kupić pastę bez fluoru i okazało się, że nie jest to takie łatwe. Jedynie wśród past do zębów dla dzieci firmy Ziaja znaleźliśmy pastę bez fluoru i ją sobie kupiliśmy. Ale tylko ten jeden raz bo więcej już jej na oczy nigdzie nie widzieliśmy. Pisząc teraz uświadomiłam sobie, że nie wpadłam na pomysł, aby w aptekach popytać o pastę bez fluoru. Muszę to zrobić przy najbliższej okazji. Gdy skończyła nam się ta mała Ziajka, i nic innego znaleźć nie mogliśmy, wrócił temat naturalnego zamiennika pasty do zębów. W wyszukiwarce w Internecie wrzuciłam hasło „Jak samemu zrobić pastę do zębów?”. Trafiłam na kilka receptur i wybrałam tą która wydała mi się najmniej skomplikowana:
soda oczyszczona + olej kokosowy [w proporcji 1:1] + kilka kropel naturalnego olejku miętowego.
Receptura jest naprawdę łatwa i była szansa, że regularnie będę ją robić, ale..
Smak ma ohydnym, w ogóle się nie pieni i bardzo szybko psuje szczoteczkę do zębów. Dodatku gdy w łazience jest zimno to robi się twarda jak skała, a jak otoczenie ma wysoką temperaturę to pasta przechodzi w stan ciekły. Krótko mówiąc wkurzała mnie i wróciłam do starej pasty z fluorem. Mój mąż jest bardziej wytrwały i pasty cały czas używa.
Po przeczytaniu w „Zielonych Rodzicach” rozdziału na temat kosmetyków stwierdziłam, że muszę coś z tą pastą jednak zrobić. Nie siliłam się już jednak na własnoręcznie zrobioną pastę tylko robiąc zakupy przec Internet dla Tadeo, zamówiłam przy okazji naturalną pastę bez fluoru. Pastę sprawdziłam składnik po składników. W „ Zielonych Rodzicach była mowa o tym aby nawet kosmetyki które mają w nazwie eko sprawdzać dokładnie. I ja sprawdziłam :D 

Linki:
http://tv.wolnemedia.net/filmy-dokumentalne/skazenie-fluorem-i-co2/ - dla chętnych, jest to jeden z wielu filmików i które mój mąż oglądał.

Zakupy przez internet.

Z maja 2014:



Jestem wykończona. Robiłam „eko” zakupy przez Internet, i myślałam, że na głowę dostanę szukając najtańszych opcji. Nie mogę znaleźć w Internecie sklepu który by rzeczywiście w swoim asortymencie miał wszystkie eko produkty. Poza tym ceny potrafią się bardzo różnić. Można szukać tańszych opcji w różnych sklepach, ale trzeba brać pod uwagę również koszty przesyłki. Sumując je z kilku sklepów zakupy robią się dużo droższe. Uhh..

Wiaderko TUMMY TUB

Z maja 2014:



Dostałam od mojej kuzynki wiaderko TUMMY TUB do kąpieli malutkich dzieci. Sama go używała przy dwójce swoich dzieci i była zachwycona. Jej synowie również :) Do tej pory za dużo nie słyszałam na temat takiej metody kąpania dzieci. W książkowych poradnikach żadnych informacji nie było. Postanowiłam przeszukać Internet, i okazuje się, że nawet w nim super dużo informacji nie ma. Moje notatki na temat tego wiaderka są bardzo chaotyczne. Po dwóch godzinach szukania jakiś konkretnych i wiarygodnych informacji rozbolała mnie głowa;) Ale z wiaderka na pewno będziemy korzystać jeśli tylko Tadeo będzie zadowolony z takiej formy kąpieli:) Napiszę jeszcze, że moja kuzynka wspominała o specjalnej podstawie do wiaderka która miała i używała. Zrezygnowała z niej jednak ponieważ miała wrażenie, że z ta podstawą wiaderko jest o wiele bardziej niestabilne.
Poniżej przedstawiam moje notatki, może komuś się przydadzą.
Najpierw trafiłam na oficjalną stronę przedstawiciela TUMMY TUB (na wszelkie oficjalne strony jak i na artykuły sponsorowane patrzę zawsze ze zdrową dawką sceptycyzmu):
- www.tummy-tub.pl
- wiaderko można używać od urodzenia do 6 miesiąca (można dłużej do 12 miesiąca?)
- przyjazne dla środowiska bo mniej wody zużywa, nietoksyczne, ulega pełnej utylizacji gdy już niepotrzebne
- dla dziecka same „ochy” i „achy”
- aby odnieść efekt odprężający dla dziecka: przed kąpielą pomasować okrężnymi ruchami brzuszek maleństwa, dziecko powinno być po ramiona zanurzone w wodzie, kąpiel min 5 minut powinna trwać
- powierzchnię wiaderka czyścić łagodnymi płynami
- szczególnie u niemowlaków ważne aby woda przykrywała ramionka i aby główkę przytrzymywać
- woda 35-37 C
- właściwa temperatura wody utrzymuje się przez 20 minut (aż się wierzyć nie chce..)
- przed kąpielą wodę nalewamy do poziomu wyznaczonej linii
Następnie moje notatki robią się o wiele bardziej zdawkowe i pisane hasłami typu:
- różne opinie na forach
- filmiki, że dzieci smacznie sobie spały w tym wiaderku bo tak dobrze im było

W miarę sensowne linki które sobie zapisałam:
-  http://www.youtube.com/watch?v=ChXxdftN-ng – kąpiel pokazana jest przy użyciu plastikowej lalki
- http://dziecisawazne.pl/wiadro-tummy-tub/
- http://www.sosrodzice.pl/wiaderko-do-kapieli-czyli-dziecko-jak-ogorek-w-sloiku/ - obok opinii pozytywnych krąży w Internecie wiele opinii negatywnych na temat wiaderka TT. Mam jednak wrażenie, że hasła negatywne powtarzane są jak slogany przez osoby, które wiaderka nie wypróbowały. Można przeczytać często: „sami wejdźcie do beczki i sobie posiedźcie” „kolejny wymysł producentów akcesoriów dla dzieci” itd. Jedyną w miarę konstruktywną krytykę do przemyślenia odnalazłam na stronie www.sosrodzice.pl. Link umieszczony powyżej.
- www.damamama.pl/wiaderko-do-kapieli-tummy-tub/ - bardzo mi się spodobała ta recenzja wiaderka, mamy która już miała okazję z niego korzystać :)

Spotkanie mam.

Z kwietnia 2014:



Spotkałam się wczoraj z moimi siostrami które maja dzieci w wieku do 6 lat. Dyskutowałyśmy na temat żywienia dzieci (słodyczy głównie). Asia nie ma oporów z dawaniem słodyczy swoim córką, a Ola stara się jak najbardziej ograniczać, i dba aby były jak najmniej przetworzone. Obie jednak stwierdziły, że nie można zupełnie ograniczać słodyczy dzieciom również tych mniej zdrowych typu batoniki, bo się stają „dzikie” jak je potem zobaczą. Ola opowiadała o sytuacji jaką miała ze swoimi synkami na urodzinach u ich kolegi. Podobno nie mogła oderwać ich od stołu zastawionego smakołykami. Inne dzieci bawiły się na placu zabaw, a jej trójca się objadała..Kiedyś takich problemów nie było, bo słodyczy nie było i nasza mama cieszyła się jak mogła nas poczęstować czekoladą. Teraz mamy mają problem w drugą stronę. Za dużo wszystkiego wokół.

Chusta.

Z kwietnia 2014:



Dotarła dziś do mnie chusta elastyczna. Miła w dotyku i wydaje się solidna. Zamówiliśmy chustę koloru beżowego i to chyba może być mały błąd. Chusta jest bardzo długa i przy zawiązywaniu jej ciężko jest nie targać końcówek po ziemi. Cos czuję, że szybko będą brudne. No ale zobaczymy.. Zawiązałam już mojego męża tylko nie bardzo było co wsadzić do środka ;) Wiązanie nie wydawało się super trudne. Zobaczymy co w praktyce będzie się działo i jak działało :)