Maj 2014:
Powolutku mam zamiar sprawdzać i badać kosmetyki których używam.
W
pierwszej kolejności zerknęłam na produkty z serii „Biały Jeleń”, który
kojarzył mi się zawsze z minimum chemii w chemii. Niestety w płynie do
higieny intymnej oraz żelu do mycia twarzy SLS znalazłam. Z niepokojem
sięgnęłam po opakowanie zwykłego szarego mydła z tej samej serii i tutaj
SLS nie ma. Z żelem do mycia twarzy problemu nie ma bo używałam go
sporadycznie. Bez żalu się z nim pożegnam. Od dłuższego już czasu
polubiłam płyny micelarne, które maja o wiele krótszą listę składników, i
nie ma w nich SLS.
Większy kłopot miałam z płynem
do higieny. Na półkach w drogerii trudno mi było znaleźć coś bez SLS. W
końcu znalazłam jeden produkt, i go kupiłam, ale zadowolona nie jestem
bo mam wrażenie , że mnie podrażnia, a i zapach ma bardzo mocny i
drażniący. Coś czuję, że jak bym zaczęła dokładnie studiować co
oznaczają te wszystkie dziwne nazwy w składzie, to okazały by się nie o
wiele lepsze od SLS. Chyba będę musiała sięgnąć po jakiś płyn z
etykietką „Eko”. Tak jak zrobiłam w przypadku pasty do zębów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz