piątek, 26 lutego 2016

Wielorazowe płatki kosmetyczne.

Robiąc kilka dni temu zakupy przez internet domówiłam sobie jeden komplet wielorazowych płatków kosmetycznych. Pomyślałam, że czas najwyższy coś o nich napisać ponieważ używam ich już prawie rok.
Po okresie zachwytu przez pierwsze tygodnie, był czas zniechęcenia, które przeszło jednak w na tyle przychylną opinię, że zamówiłam nowe płatki.
Pierwszy tydzień używałam ich do wszystkiego. Ponieważ z jednej ich strony jest mięciutki i delikatny materiał a z drugiej strony szorstka frotka, używałam ich zarówno do demakijażu jak i oczyszczania twarzy płynem micelarnym czy tonikiem. Dzięki temu rzadziej musiałam używać peelingów, ponieważ szorstka strona ścierała delikatnie martwy naskórek. Ponad to skóra wydawała się lepiej oczyszczona niż przy użyciu zwykłych wacików kosmetycznych. Sprawdzały się również przy myciu twarzy mojego synka (oczywiście strona miękka). Na co dzień po użyciu płatka prałam go ręcznie zwykłym naturalnym mydłem. Raz na kilka dni wrzucałam je do pralki aby porządnie się wypłukały. Niestety po kilku pierwszych tygodniach płatki zrobiły się szare i brzydkie, ten którego używałam do demakijażu oczu wyrzuciłam bo nie dało się go doprać. Trudno mi również było odgadnąć, która strona jest miękka a która szorstka. Zaczęłam ich coraz mniej używać. Gdzieś mi jednak świtało, że bardzo duże ilości zwykłych sklepowych wacików ląduje w koszu, więc wróciłam do używania wielorazówek, ale jedynie do przemywania twarzy synka wodą oraz do moich płynów do twarzy. Dzięki temu tak się nie zabrudzają.
Podsumowując na koniec:
- myślę, że tak eksploatowany produkt trzeba jednak od czasu do czasu wymieniać, wielorazowe nie oznacza wieczne ;) (dlatego zakupiłam nowe płatki)
- jeśli jednak ktoś myśli o demakijażu, to po moim doświadczeniu uważam, że musi się nastawić na częstsze ich wymienianie
- na pewno warto je mieć aby chociaż trochę zmniejszyć zużycie wacików jednorazowych
- ponad to do porządnego oczyszczania twarzy bardzo fajnie się nadają
- jak informuje ich producent (KOKOSI), płatki wykonane są większości z antybakteryjnej dzianiny bambusowej (85% włókno bambusowe, 15% poliester).


piątek, 19 lutego 2016

Płyn do mycia naczyń.



W ekologicznej drogerii regularnie kupuję kilka gotowych produktów: płyn do prania, płyn do kąpieli dla mojego synka, oraz płyn do naczyń. W pierwszy okresie stosowania ekologicznego sprzątania domu, sama wykonywałam płyn do naczyń z orzechów piorących (kiedyś o tym pisałam). Jednak z chwilą gdy w naszym domu pojawił się maluszek naczyń do mycia było coraz więcej, a czasu coraz mniej. Często nie nadążałam z robieniem płynu i pomagałam sobie produktami ze sklepowych półek. W końcu zdecydowałam się na korzystanie z ekologicznego płynu do mycia naczyń firmy Sodasan. Jeden raz zdarzyło mi się kupić płyn jakiejś włoskiej firmy, której nazwy nie pamiętam, i która nie zdobyła mojego uznania ze względu na zbyt mocny zapach. Tak jakoś się u mnie przyjęło, że zapach ekologicznych produktów chemii gospodarczej jest dla mnie ważnym wyznacznikiem oceny produktu :) Tak więc moje zaufanie zdobyły płyny firmy Sodasan. Ich zapach jest delikatny, pienią się nie za mocno, ale wystarczająco aby porządnie umyć naczynia. Poza tym mają na tyle gęstą konsystencje, że wystarczają na długo. Poniżej umieszczam ich skład:
- > 30% woda
- 5-15 % tenzydy niejonowe (cukrowe związki powierzchniowo czynne)
- tenzydy anionowe (siarczan alkoholi tłuszczowych otrzymany z oleju kokosowego)
- < 5% sól warzona
- kwas cytrynowy
- ocet
- olejki eteryczne: limonen (może powodować reakcje alergiczne), citral
- kwas mlekowy
Jak podaje producent: "100% wszystkich składników jest pochodzenia naturalnego"

 
 Dla porównania podaję skład zwykłego płynu do mycia naczyń (który mam schowany na wypadek gdyby ekopłyn mi się skończył):
- < 5% anionowe środki powierzchniowo czynne
- < 5% amfoteryczne środki powierzchniowo czynne 
- < 5% niejonowe środki powierzchniowo czynne
- <5% konserwant (Methylisothiazolinone, Benzisothiazolinone)
- <5% kompozycje zapachowe


piątek, 12 lutego 2016

Zamiast zabawek.

Bardzo bym się cieszyła gdyby mój synek bawił się jedynie zabawkami drewnianymi lub ręcznie robionymi. To, że ja bym tak chciała nie oznacza jednak, że tak jest - moje dziecko moich ideałów jak na razie nie rozumie. Pozostaje mi mieć nadzieję, że zrozumie je kiedyś :) W tej chwili staram się jedynie ograniczać ilość tandetnych plastikowych zabawek w otoczeniu mojej pociechy. Gdy widzę, że jakaś nie zyskała uznania w oczach mojego synka to chowam ją do specjalnego pudła do którego Tadeo od czasu do czasu zagląda. Jak tylko mam okazję to takie zabawki przekazuję dalej. Dlaczego? Bo sama lubię mieć w swoim otoczeniu ładne i oryginalne rzeczy. Nie lubię gdy ich jest za dużo. Zbyt duża liczba przedmiotów rozprasza, i utrudnia porządki ;) Pomimo, że Tadeo bawi się na co dzień sklepowymi zabawkami to uważam, że warto pokazywać dziecku, że nietypowe przedmioty również potrafią być źródłem dobrej zabawy. Zresztą dziecko lepszą ma pod tym względem wyobraźnię niż dorosły :)
Mam więc taki zwyczaj, że zamiast wyrzucać nie przydatne ale ciekawe w swej formie przedmioty zostawiam je do zabawy dla Tadeo. Aby nie zagracać mieszkania, przechowuję je na tarasie  i dzięki temu powstaje taki mini plac zabaw :)








poniedziałek, 8 lutego 2016

Szukam mam lubiących podyskutować.

 

Szukam mamy (mam) które wspólnie ze mną chciały by prowadzić bloga o tematyce naturalnego, ekologicznego rodzicielstwa. Szukam zarówno osób które nie koniecznie popierają taka model rodzicielstwa, jak również osób które tak jak ja lubią ekologiczne nowinki :)
Szukam kogoś do współpracy aby mieć z kim przedyskutować swoje spostrzeżenia, chciała bym mieć kogoś kto będzie mnie inspirował i kogo ja bym mogła motywować do działania, a wspólną niekoniecznie zgodną opinie mogły byśmy umieszczać na blogu i mam tu na myśli omawianie tego co w praktyce się przeżyło a nie teorii :) W prowadzeniu obecnego bloga trochę mi tego brakuje :)
Jestem otwarta na pomysły jak taka współpraca mogła by wyglądać. możemy kontynuować mojego bloga, możemy założyć nowego.
Czekam na kontakt. mam nadzieję, że ktoś się odezwie :) proszę o kontakt na adres: ekomama84@gmail.com

Po roku BLW.


Niestety nie mamy na wszystko wpływu. A na pewno nie na to czy nasze dziecko zje to co mu położymy na talerzu. Okazuje się że łatwiej mi jest kontrolować to aby nie jadł tego co niezdrowe,  niż jadł to co zdrowe. Pomimo, że:
- po 6 miesiącu życia zaczęliśmy naszemu synkowi wprowadzać pożywienie metoda BLW
- dostaje to co my do jedzenia
- nic w niego nie wmuszam
to mój synek na ta chwile jest wegetarianinem, który nawet z zupek warzywnych potrafi wyciągać małe kawałeczki mięsa aby przez przypadek nie trafiły do jego buźki.Ostatnio tylko wziął u swojej babci kotleta schabowego i zjadł go z połowę (ale podejrzewam że bardziej tu chodziło o panierkę niż mięso ;)
Poza tym jeśli chodzi o warzywa... z etapu gdy próbował wszystkiego co kolorowe na talerzu przeszedł na etap jedzenia tylko ziemniaków i ogórków kiszonych. Na szczęście jada jeszcze wspomniana zupkę warzywną (gdy dużo w niej ziemniaka...). Uspakaja minie fakt ze jest kilka produktów uważanych za naprawdę zdrowe i wartościowe które udaj mi się w diecie Tadeo przemycić.
Poza tym BLW jest super :) Po roku jedzenia ta metodą mogę śmiało powiedzieć że BLW jest fajnym pomysłem na rozszerzanie diety dziecka. Tadeo ma 1,5 roku i świetnie radzi sobie z łyżeczką i widelcem. Wzbudza tym zachwyt wszystkich babć/cioć które na początku naszej przygody z BLW stukały się w głowę i krzywo na nas patrzyły. Poza tym widać że nasz maluch czerpie przyjemność z jedzenia. My również lubimy siadać z nim do stołu. Apetyt mu dopisuje i naprawdę namawiać go do jedzenia nie trzeba. Jedynie tak jak pisałam na początku jego menu jest w tej chwili dosyć ograniczone.Wiem jednak, że będzie się to jeszcze wiele razy zmieniało. Mam tylko nadzieję, że na lepsze.
Jeśli chodzi o to czego się wszyscy przy BLW obawiają najbardziej... W ciągu tego roku Tadeo może z 3 razy zakrztusił się na tyle mocno, że serce na moment mi stanęło. Jednak za każdym razem sam sobie z tym poradził. Nigdy się nie zdarzyło aby zwymiotował z tego powodu. Wierzę jednak że to się zdarza. Pewnego razu moja koleżanka z 7-mio miesięczną córką była u nas. I gdy zobaczyła jak Tadeo je ryż to dała troszkę swojej małej. A ona (nie karmiona metodą BLW) po próbie przełknięcia tego ryżu, mocno zdziwiona i chyba wystraszona, zaczęła kaszleć i puściła klasycznego pawia. Szkoda, bo już myślałam że przekonam moją koleżankę do BLW ;)  W chwili obecnej krztuszę się częściej niż mój syn ;)
Oto kilka moich subiektywnych wskazówek dotyczących BLW:
- warto przeczytać książkę o BLW, aby być przekonanym o słuszności tej metody, i aby czuć się pewnie gdy wokół życzliwe głosy będą szeptać lub krzyczeć że "krzywdę dziecku zrobimy"
- nie ma co się katować jedzeniem na zwykłych obrusach i lepiej od razu poszukać jakiejś ładnej ceratki którą łatwo umyć. Pomimo, że podkładałam po talerz Tadeo rożne podkładki, to zawsze coś na obrusie lądowało. Bardzo lubię gdy na stole leży obrus :) ale stwierdziłam, że muszę to sobie odpuścić bo codzienna zmiana obrusa to jednak przesada.
- pomimo, że wiadomo, że dziecko czegoś nie jada to warto to na talerzu jego kłaść. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie moment że nasze dziecko stwierdzi że coś lubi.
- od samego początku warto kłaść łyżkę, i widelec przy talerzu dziecka. Na początku będzie się tym bawić, ale z czasem ta zabawa nabierze sensu.
- staram się tak komponować obiady aby chociaż jego jeden element był pewniakiem co do tego, że moje dziecko to zje. Nie raz miałam tak, że Tadeo był głodny a co za tym idzie zły, a nic mu nie przypasowało do jedzenia. Wtedy było trochę nerwówki aby szybko coś wymyślić do zjedzenia, bo jednak wrzeszczące i głodne dziecko jest trudne do wytrzymania. I np. gdy robię sos który niekoniecznie przypasuje mojemu synkowi, to robię do tego sosu kasze którą lubi i wtedy mam spokój. Bo jak sosu nie będzie chciał to mu dam kasze z oliwą z oliwek, lub np. jajko dodam. Staram się też robić regularnie zupę którą lubi. Wtedy gdy nie chce jeść tego co my to dostaje zupę :) Zupa jest o tyle fajna, że łatwo jej można zrobić tyle, że na te 48 godzin które może stać w lodówce wystarczy.
- lepiej przy dziecku nie solić z solniczki bo nadejdzie taki dzień że dziecko tą solniczkę będzie chciało do swoich rączek. My jesteśmy właśnie na tym etapie. U nas skończyło się na tym, że na stole ląduje solniczka z ryżem w środku. Bo solniczka musi być bo "solenie" to teraz wielka radość dla mojego synka. Jak każda nowa umiejętność.
- polecam spacerki na świeżym powietrzu przed posiłkiem. Szczególnie dla niejadków :) Mój syn po godzinnym spacerze  jest zazwyczaj głodny jak wilk. Zresztą ja też ;)

Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania to dajcie znać :)

piątek, 5 lutego 2016

Perlator.


Można jednocześnie zrobić coś dla siebie, przyrody oraz osób potrzebujących i dlatego postanowiłam Wam o tym napisać :)
Na stronie internetowej  Polskiej Akcji Humanitarnej można kupić perlator dzięki któremu zużywa się mniej wody (korzyść dla środowiska), a dzięki temu płaci się mniejsze rachunki (korzyść dla naszych kieszeni). Dodatkowo kupują go na stronie PAH-u wspomagamy akcje pomocowe w Afryce (pomoc potrzebującym). 
Polecam!

Link do sklepu PAH:  http://www.sppah.org.pl/Perlator%283,10,89%29.aspx