Niestety nie mamy na wszystko wpływu. A na pewno nie na to czy nasze
dziecko zje to co mu położymy na talerzu. Okazuje się że łatwiej mi jest
kontrolować to aby nie jadł tego co niezdrowe, niż jadł to co zdrowe.
Pomimo, że:
- po 6 miesiącu życia zaczęliśmy naszemu synkowi wprowadzać
pożywienie metoda BLW
- dostaje to co my do jedzenia
- nic w niego nie wmuszam
to
mój synek na ta chwile jest
wegetarianinem, który nawet z zupek warzywnych potrafi wyciągać małe
kawałeczki mięsa aby przez przypadek nie trafiły do jego buźki.Ostatnio
tylko wziął u swojej babci kotleta schabowego i zjadł go z połowę (ale
podejrzewam że bardziej tu chodziło o panierkę niż mięso ;)
Poza tym
jeśli chodzi o warzywa... z etapu gdy próbował wszystkiego co kolorowe na
talerzu przeszedł na etap jedzenia tylko ziemniaków i ogórków kiszonych.
Na szczęście jada jeszcze wspomniana zupkę warzywną (gdy dużo w niej
ziemniaka...). Uspakaja minie fakt ze jest kilka produktów uważanych za naprawdę zdrowe i wartościowe które udaj mi się w
diecie Tadeo przemycić.
Poza tym BLW jest super :) Po roku
jedzenia ta
metodą mogę śmiało powiedzieć że BLW jest fajnym pomysłem na
rozszerzanie
diety dziecka. Tadeo ma 1,5 roku i świetnie radzi sobie z łyżeczką i
widelcem. Wzbudza tym zachwyt wszystkich babć/cioć które na początku
naszej przygody z BLW stukały się w głowę i krzywo na nas patrzyły. Poza
tym widać że nasz maluch czerpie przyjemność z jedzenia. My również
lubimy siadać z nim do stołu. Apetyt mu dopisuje i naprawdę namawiać go
do jedzenia nie trzeba. Jedynie tak jak pisałam na początku jego menu
jest w tej chwili dosyć ograniczone.Wiem jednak, że będzie się to
jeszcze wiele razy zmieniało. Mam tylko nadzieję, że na lepsze.
Jeśli
chodzi o to czego się wszyscy przy BLW
obawiają najbardziej... W ciągu tego roku Tadeo może z 3 razy zakrztusił
się na tyle mocno, że serce na moment mi stanęło. Jednak za każdym razem
sam
sobie z tym poradził. Nigdy się nie zdarzyło aby zwymiotował z tego
powodu. Wierzę jednak że to się zdarza. Pewnego razu moja koleżanka z
7-mio miesięczną córką była u nas. I gdy zobaczyła jak Tadeo je ryż to
dała troszkę swojej małej. A ona (nie karmiona metodą BLW) po próbie
przełknięcia tego ryżu, mocno zdziwiona i chyba wystraszona, zaczęła
kaszleć i puściła klasycznego pawia. Szkoda, bo już myślałam że
przekonam moją koleżankę do BLW ;) W chwili obecnej krztuszę się
częściej niż mój syn ;)
Oto kilka moich subiektywnych wskazówek dotyczących BLW:
-
warto przeczytać książkę o BLW, aby być przekonanym o słuszności tej
metody, i aby czuć się pewnie gdy wokół życzliwe głosy będą szeptać lub
krzyczeć że "krzywdę dziecku zrobimy"
-
nie ma co się katować jedzeniem na zwykłych obrusach i lepiej od razu poszukać
jakiejś ładnej ceratki którą łatwo umyć. Pomimo, że podkładałam po
talerz Tadeo rożne podkładki, to zawsze coś na obrusie lądowało. Bardzo
lubię gdy na stole leży obrus :) ale stwierdziłam, że muszę to sobie
odpuścić bo codzienna zmiana obrusa to jednak przesada.
-
pomimo, że wiadomo, że dziecko czegoś nie jada to warto to na talerzu
jego kłaść. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie moment że nasze dziecko
stwierdzi że coś lubi.
- od samego początku warto kłaść łyżkę, i
widelec przy talerzu dziecka. Na początku będzie się tym bawić, ale z
czasem ta zabawa nabierze sensu.
- staram się tak komponować
obiady aby chociaż jego jeden element był pewniakiem co do tego, że moje
dziecko to zje. Nie raz miałam tak, że Tadeo był głodny a co za tym
idzie zły, a nic mu nie
przypasowało do jedzenia. Wtedy było trochę nerwówki aby szybko coś
wymyślić do zjedzenia, bo jednak wrzeszczące i głodne dziecko jest
trudne do wytrzymania. I np. gdy robię sos który niekoniecznie
przypasuje mojemu synkowi, to robię do tego sosu kasze którą
lubi i wtedy mam spokój. Bo jak sosu nie będzie chciał to mu dam kasze z
oliwą z oliwek, lub np. jajko dodam. Staram się też robić regularnie
zupę którą lubi. Wtedy gdy nie chce jeść tego co my to dostaje zupę :)
Zupa jest o tyle fajna, że łatwo jej można zrobić tyle, że na te 48
godzin które może stać w lodówce wystarczy.
- lepiej przy dziecku nie solić z solniczki bo
nadejdzie taki dzień że dziecko tą solniczkę będzie chciało do swoich
rączek. My jesteśmy właśnie na tym etapie. U nas skończyło się na tym, że na
stole ląduje solniczka z ryżem w środku. Bo solniczka musi być bo
"solenie" to teraz wielka radość dla mojego synka. Jak każda nowa umiejętność.
-
polecam spacerki na świeżym powietrzu przed posiłkiem. Szczególnie dla
niejadków :) Mój syn po godzinnym spacerze jest zazwyczaj głodny jak
wilk. Zresztą ja też ;)
Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania to dajcie znać :)